...
Show More
Wyjdź na szczyt wieży i wypatruj bacznie,
Kiedy się wyścig z pochodniami zacznie.
Skoro z ust widzów doleci cię słowo:
"Rzucać!" - to rzuć się...
Dokąd?
Na dół głową.
Oczywiście, że Arystofanes po to pisał Żaby, żebym 2 400 lata później miała powstrzymywać się od śmiechu w tramwaju. A i tak mi się nie udało.
Dionizos wraz ze swoim sługą wybiera się w podróż do Podziemia, w celu odnalezienia i przywrócenia do świata żywych dramaturga Eurypidesa. Tylko dlatego, że tęskni za dobrymi sztukami.
Niewiarygodne jest dla mnie to, jak bardzo poczucie humoru Arystofanesa (który tworzył tę sztukę 400 lat przed narodzinami Chrystusa) przypomina współczesnej. W Żabach znadziemy dwa typy humoru. Są tu żarty sytuacyjne i o wyższym poziomie, takie jak pojedynek Ajschylosa i Eurypidesa, rozmowa z Heraklesem o drodze do Podziemia czy mój absolutnie ulubiony moment z butelczynami. Jest też humor oparty na, jak by to ładnie napisać, wszystkich czynnościach fizjologicznych człowieka. Przyznajmy, on nadal wzbudza śmiech, dlatego, że jest tak absurdalny. A jeszcze zabawniej jest, kiedy mówimy o bogu. Arystofanes świetnie sobie radzi w obu tych wymiarach.
Ten doskonały humor Arystofanes połączył z czarującym przedstawieniem świata mitologicznego (po tej sztuce można przestać obawiać się Podziemia), dyskusją polityczną oraz błyskotliwą refleksją na temat twórców, którzy przyszli przed nim, oraz ich dziedzictwem. Pojedynek Ajschylosa i Eurypidesa to majstersztyk; mimo swojej niskiej wiedzy na ich temat, cały wątek był dla mnie zrozumiały i atrakcyjny. Niezależnie od zakończenia, myślę, że Arystofanes wyjątkowo inspirował się właśnie twórczością Eurypidesa.
Wspaniale się bawiłam i dałam się ogromnie zaskoczyć.
Kolejny gatunek i kolejna era, których, jak się okazało, nie trzeba się wcale bać.
PS. Totalnie poszłabym na randkę z Eurypidesem i dziwnie jest to powiedzieć o starożytnym dramaturgu.
Kiedy się wyścig z pochodniami zacznie.
Skoro z ust widzów doleci cię słowo:
"Rzucać!" - to rzuć się...
Dokąd?
Na dół głową.
Oczywiście, że Arystofanes po to pisał Żaby, żebym 2 400 lata później miała powstrzymywać się od śmiechu w tramwaju. A i tak mi się nie udało.
Dionizos wraz ze swoim sługą wybiera się w podróż do Podziemia, w celu odnalezienia i przywrócenia do świata żywych dramaturga Eurypidesa. Tylko dlatego, że tęskni za dobrymi sztukami.
Niewiarygodne jest dla mnie to, jak bardzo poczucie humoru Arystofanesa (który tworzył tę sztukę 400 lat przed narodzinami Chrystusa) przypomina współczesnej. W Żabach znadziemy dwa typy humoru. Są tu żarty sytuacyjne i o wyższym poziomie, takie jak pojedynek Ajschylosa i Eurypidesa, rozmowa z Heraklesem o drodze do Podziemia czy mój absolutnie ulubiony moment z butelczynami. Jest też humor oparty na, jak by to ładnie napisać, wszystkich czynnościach fizjologicznych człowieka. Przyznajmy, on nadal wzbudza śmiech, dlatego, że jest tak absurdalny. A jeszcze zabawniej jest, kiedy mówimy o bogu. Arystofanes świetnie sobie radzi w obu tych wymiarach.
Ten doskonały humor Arystofanes połączył z czarującym przedstawieniem świata mitologicznego (po tej sztuce można przestać obawiać się Podziemia), dyskusją polityczną oraz błyskotliwą refleksją na temat twórców, którzy przyszli przed nim, oraz ich dziedzictwem. Pojedynek Ajschylosa i Eurypidesa to majstersztyk; mimo swojej niskiej wiedzy na ich temat, cały wątek był dla mnie zrozumiały i atrakcyjny. Niezależnie od zakończenia, myślę, że Arystofanes wyjątkowo inspirował się właśnie twórczością Eurypidesa.
Wspaniale się bawiłam i dałam się ogromnie zaskoczyć.
Kolejny gatunek i kolejna era, których, jak się okazało, nie trzeba się wcale bać.
PS. Totalnie poszłabym na randkę z Eurypidesem i dziwnie jest to powiedzieć o starożytnym dramaturgu.