...
Show More
Pat Gardiner to bardziej "nowoczesna" bohaterka Montgomery od Ani czy Emilki. Jeździ na przejażdżki rodzinnym autem, chadza do kina. Ale spokojnie - charakterystycznej, staromodnej ale uroczej, montgomery'owskiej sielskości tu pod dostatkiem. Tutaj pobłyskuje ukochane jeziorko, tam mruga porozumiewawczo okienko na poddaszu, nawet gałezie drzew zdają się kiwać znacząco... Wszystko to tworzy Srebrny Gaj, ukochany, okraszony kociętami rodzinny dom Pat. Dom, bez którego dorastająca Pat, rozmarzona dziewuszka o upartym charakterku, praktycznie nie wyobraża sobie życia. "Jestem beznadziejnie wiktoriańska" - mówi sama o sobie, i wyrzekając się wszelkich większych ambicji, marzy tylko, by mogła sobie spokojnie żyć w Srebrnym Gaju. Ale i tutaj dopada ją czasem proza życia i jego dramaty.
Czytałam już kiedyś tę książkę, więc była to powtórka po latach, ale teraz chyba już wiem, dlaczego tak mało z niej pamiętam. Brak jej większej wyrazistości. Wyraźniejszych bohaterów również. Mała Pat jest sympatyczna, ale wydaje się troszkę nijaka, ociupinkę irytująca - nawet jeśli łączy mnie z nią jej ogromne przywiązanie do domu, i jeszcze większa niechęć do (nieuniknionych przecież) zmian. Znacznie więcej uwagi skupia na sobie Szkrab.
Zawodzi też nieco sam styl powieści. Choć nie można powiedzieć, że niewiele się w tej książce dzieje (są narodziny, śluby, zgony, ucieczki z domu...), sporo tu uproszczeń, opowieści "na skróty".
Zdrowym balansem (i pewnego rodzaju wyrocznią) w tej historii jest niejaka Judysia, gosposia Gardinerów, której niezmierzone zasoby życiowej mądrości pozwalają dorastającej Pat nie tylko przetrwać niejedną próbę, ale także zrozumieć innych i samą siebie.
Historia małej Pat ani nie rozczarowuje (mimo wszystko ma swój klimat), ani nie oczarowuje. Jest z tych, co to ani ziębią, ani zbytnio nie grzeją, choć podejrzewam, że nowy przekład mógłby zdziałać tu cuda. Oczywiście, imiona są spolszczone, co też wypadło tu średnio (przy słowach Długiego Alka do żony "No, no, Marychno" niemal rozglądałam się za Stachem Połanieckim).
Przede mną tom drugi, który (mam taką nadzieję) poprawi notowania Pat w moim prywatnym rankingu.
Czytałam już kiedyś tę książkę, więc była to powtórka po latach, ale teraz chyba już wiem, dlaczego tak mało z niej pamiętam. Brak jej większej wyrazistości. Wyraźniejszych bohaterów również. Mała Pat jest sympatyczna, ale wydaje się troszkę nijaka, ociupinkę irytująca - nawet jeśli łączy mnie z nią jej ogromne przywiązanie do domu, i jeszcze większa niechęć do (nieuniknionych przecież) zmian. Znacznie więcej uwagi skupia na sobie Szkrab.
Zawodzi też nieco sam styl powieści. Choć nie można powiedzieć, że niewiele się w tej książce dzieje (są narodziny, śluby, zgony, ucieczki z domu...), sporo tu uproszczeń, opowieści "na skróty".
Zdrowym balansem (i pewnego rodzaju wyrocznią) w tej historii jest niejaka Judysia, gosposia Gardinerów, której niezmierzone zasoby życiowej mądrości pozwalają dorastającej Pat nie tylko przetrwać niejedną próbę, ale także zrozumieć innych i samą siebie.
Historia małej Pat ani nie rozczarowuje (mimo wszystko ma swój klimat), ani nie oczarowuje. Jest z tych, co to ani ziębią, ani zbytnio nie grzeją, choć podejrzewam, że nowy przekład mógłby zdziałać tu cuda. Oczywiście, imiona są spolszczone, co też wypadło tu średnio (przy słowach Długiego Alka do żony "No, no, Marychno" niemal rozglądałam się za Stachem Połanieckim).
Przede mną tom drugi, który (mam taką nadzieję) poprawi notowania Pat w moim prywatnym rankingu.